Zapraszamy do zapoznania się z testem najnowszego heada basowego Orange LITTLE BASS THING w połączeniu z kolumną OBC 112! Testu dokonał Maciej Warda z Top Guitar:
"Nowy wzmacniacz basowy Little Bass Thing, który firma Orange pokazała jako jedną z kilku nowości na ostatnich targach NAMM Show to jednokanałowy head o mocy 500 W RMS/4 Ohm, wykorzystujący tranzystorowy preamp i końcówkę pracująca w klasie D. Niby nic nowego, ale nie oczekujmy od Orange rewolucji – ta marka jest silna swoją tradycją, którą genialnie uaktualnia do naszych czasów.(...)
Let’s rock!
Podobnie jak w przypadku większości wzmacniaczy Orange, serce tego urządzenia należy do mocniejszych gatunków muzycznych, dla rockmanów ten wzmacniacz będzie bardziej niż pomocny, gdy zechcą np. przesterować swój ton i bez kompromisów dołożyć do pieca. Gwarantowany jest wówczas mocny, zwarty ale zarazem bogaty harmonicznie bas. Już od pierwszego rytualnego uderzenia w pustą E wiedziałem, że „będzie się działo”. Nie będziemy mieli żadnego problemu z przebiciem się (w jakiejkolwiek pozycji na gryfie) w zespole, choćby perkusista grał na zestawie Johna Bonhama, a gitarzysta wytoczył na próbę pełen full stack. Gdy ustawiłem Volume i kompresor w 1/3 skali było już bardzo głośno. Pojawił się zwarty, spójny ton, skupiony bardziej w niskim środku pasma niż na krawędziach spektrum przenoszonych częstotliwości. Kompresor po prostu miażdży, ale nie dźwięk, tylko nas swoim działaniem. W razie potrzeby daje taką petardę w ataku i taki sustain, że lepiej się już chyba w muzyce rockowej nie da. Poza połową skali Volume mamy już tyle przyjemnych alikwotów, że żadne pluginy i cyfrowe emulacje preampów nie miałyby tu czego szukać. Domyślam się, że w studio zarejestrujemy coś bardzo bliskiego ideałowi niskiego, gęstego i skupionego brzmienia. Basy i treble to korekcja częstotliwości oferująca prawdziwe eldorado czystych i dźwięcznych tonów, a półparametryczny „środek” najlepiej działa jako filtr (czyli służący do podcinania). W zależności od ustawienia uzyskujemy dzięki niemu czytelność i uczucie bliskości dźwięków, albo ciemną, miękką i oldschool’ową barwę. Podsumowując, jest to na wskroś rockowy zestaw, ale korekcja pozwala na dopasowanie barw do wielu innych gatunków, a moc sprawi, że wielkość sceny nie będzie dla nas problemem"
Odsyłamy do całego artykułu: