Head basowy Orange OB1 - 500 w teście Top Guitar dostał wyróżnienie " Sprzęt na Topie"

2016-03-24

Head basowy Orange OB1 - 500 w teście Top Guitar dostał wyróżnienie " Sprzęt na Topie" . Poniżej test, który przeprowadził Maciek Warda, redaktor działu sprzętowego TopGuitar :

"Na zeszłorocznych targach NAMM zaprezentowano m.in. całkiem nową i innowacyjną serię wzmacniaczy basowych OB1 w wersji 500, jak i 1000. Obrazki na przednim panelu mogłyby sugerować, że wszystko to już znamy… W tych modelach tkwi jednak niespodzianka, która daje nam zupełnie nowe możliwości kreowania brzmienia. Radość jest tym większa, bo oferta Orange dla basistów do ogromnej nie należy.

Dawno nie było w TopGuitar basowego sprzętu od producenta pomarańczy. Dlatego warto przypomnieć, iż Orange to kawał historii rocka, naprawdę wielka marka i symbol wszystkiego co najlepsze w muzyce rockowej. Firma powstała w 1968 roku, ale jej założyciel, młody Cliff Cooper, już dwa lata wcześniej skonstruował… mały kieszonkowy wzmacniacz gitarowy z wyjściem słuchawkowym! Rok później otwarto słynny pomarańczowy sklep, w którym pojawiły się pierwsze wzmacniacze tej marki. Jak przyznaje Cliff: „1969 był rokiem, kiedy firma Vox była w stanie likwidacji, i dlatego pojawiło się miejsce dla innego producenta wzmacniaczy”.

Ponieważ wizerunek firmy przykuwał uwagę, dalsze wydarzenia potoczyły się lawinowo – Paul Kossof, Peter Green, Eric Clapton, Jimmy Page oraz Jimmy Hendrix i Steve Wonder stali się użytkownikami zestawów Orange. Powstało studio nagraniowe Orange Studio, potem wydawnictwo Orange Records, management artystyczny, wdrożono nowe procedury produkcji i bezpieczeństwa, które stały się standardem w branży, pojawiły się biura i sklepy w USA, aż w 2010 otwarto przedstawicielstwo w Chinach. Ta cała historia jest jak z bajki i trzeba przyznać, że rzadko kiedy zdarza się tak sprawnie i przykładnie prowadzoną markę, będącą siła napędową dla dużego biznesu, jakim jest Orange Music Electronic Company.

Orange OB1-500 – budowa i działanie

OB1 to pięciusetwatowy wzmacniacz z kilkoma tranzystorowymi stopniami mocy. Nie jest to jednak 500 W, jakie znamy od małych wzmacniaczy klasy D. Tutaj wrażenie akustyczne jest co najmniej dwa razy bardziej intensywne niż w pięćsetkach, które miałem okazję ostatnio ogrywać. Kształtem nie przypomina żadnego poprzedniego wzmacniacza Orange. Jest rozmiarów 2 U i przeznaczono go do samodzielnego montażu w racku. Oczywiście jego zawartość chroniona jest chassis z grubej blachy pomalowanej barwami klubowymi (biało- czarno-pomarańczowe). Panel przedni to jeden rządek regulatorów o znanych miłośnikom Orange’a symbolach, panuje tu porządek oraz intuicyjność obsługi. Od lewej mamy zatem włącznik zasilania, głośność, basy, środek i soprany oraz w osobnej sekcji, creme de la creme tej głowy – pokrętła miksowania dwóch torów akustycznych i wspólny gain.

Potęga brzmienia Orange OB1-500 (o czym przekonałem się od razu) w pełni uzasadnia… wielkość główek najważniejszych potencjometrów. Zarówno volume, jak i dwa poty obsługujące innowacyjne dla Orange funkcje miksowania sygnały dry i wet, są wielkie niczym w wojskowej stacji naziemnego nasłuchu. Odczucia, gdy je chwytamy, odkręcamy w prawo i rozpalamy pomarańczowy ogień, są ze sobą idealnie sprzężone – radość, duma, ekscytacja. Do rzeczy. Najważniejszą nowością w OB1-500 jest fakt, że wzmacniacz rozdziela sygnał instrumentalny na dwa oddzielne zupełnie analogowe tory. Jeden z nich jest czysty, drugi z podwójnym gainem dodający harmonicznych do górnych rejestrów sygnału. To jakby do basowego wzmacniacza dodać dwa stopnie mocy lampowego heada gitarowego. Oczywiście te tory można dowolnie za sobą mieszać, osiągając zachwycające rezultaty. OB1- 500 ma czuły, aktywny (zarówno podcina, jak i wzmacnia określone częstotliwości) trzypasmowy korektor, a wszystkie jego obwody są całkowicie analogowe.

Układ korekcji barwy Orange OB1-500 jest zamontowany za układem miksującym dwa sygnały, w związku z czym mamy wpływ na brzmienie całości – mogłoby się to nazywać master EQ. Na panelu tylnym widzimy dwa kolumnowe wyjścia speakon (minimalna całkowita impedancja kolumn nie może być mniejsza niż 4 Ohm), wyjście liniowe jack oraz zbalansowane formatu XLR. To w zasadzie wszystko, bo przełącznik wyboru napięcia będzie nam potrzebny dopiero, gdy udamy się na występy do USA.

Orange OB1-500 – brzmienie

Tę recenzję powinienem pisać złotymi (a może pomarańczowymi?) literami. Idea, która do dzisiaj przyświeca konstruktorom z Hertfordshire (UK), to – po pierwsze: zaoferować muzykom to, czego chcą, plus dwa razy więcej; po drugie: obiektywnie rzecz ujmując, dodać do oryginalnego brzmienia z naszej basówki tyle atrakcyjnych harmonicznych, ile się da. Orange osiągnął granicę, którą ciężko przebić, bo brzmienie generowane przez OB1-500 jest jakimś dźwiękowym absolutem, królewskim skarbcem i akustycznym arcydziełem. Najnowsza muzyczna technologia w służbie tradycji.

Pierwsze moje wrażenie było takie, że głowy Orange OB1-500 trzeba słuchać bardzo głośno. To jedna z tych niewielu konstrukcji, które brzmią im głośniej, tym lepiej. Ona jest stworzona, by napędzać wielkie kolumny, ponieważ – jakże by inaczej – najlepiej czuje się w samym środku rockowego koncertu. Generuje bezlitosny akustyczny huragan, który będzie dzwonił filiżankami w salonach domów oddalonych o kilka kilometrów od sceny. A na samej półce będzie tylko nasza satysfakcja. Satysfakcja z potęgi brzmienia, ale też z jakości sygnału, która wyjdzie na jaw, gdy spróbujemy nagrać ślady w DAW. Lubię, gdy korekcja barwy we wzmacniaczu nie działa przewidywalnie i sztampowo. Po raz pierwszy od długiego czasu słyszę sprzęt, którego potencjometry działają na takich pasmach, które ciężko uświadczyć u innych producentów, dodających brzmieniu potęgi i klasy. Ciężko to opisać z detalami, więc postaram się wyjąć z tego kwintesencję.

Regulacja sopranów wzmacnia częstotliwości odpowiedzialną zarówno za punch, jak i za szklaną górkę, niezbędną przy ataku slapem. Jednocześnie jest to wzmocnienie największe (aż ±20 dB), co nie jest bez znaczenia, gdy nasze sznurki nie są już pierwszej świeżości. Te wysokie pasma idealnie wpasowują się w niepokorny charakter wzmacniacza – to dlatego Geddy Lee oraz Glenn Hughes upodobali sobie podobne modele. Środek spisuje się najlepiej podcinając pasmo, dodaje wówczas głębi i ładnie rzeźbi brzmienie, które staje się poważniejsze, bardziej osadzone. Odkręcając go w drugą stronę, spłaszczamy je i ujmujemy mu orendżowskiego stylu. Basy, jak to basy – po prostu niszczą system, jeśli z nimi przesadzimy – pilnujmy, by kolumna miała najlepiej więcej wat niż ten head, bo nie każda poradzi sobie z taką ilością basu! Tor gitarowy to przede wszystkim jedyny w swoim rodzaju overdrive sygnału, nasuwający na myśl to, co pamiętamy z urządzeń SansAmp, ale nie tak jasny, tylko podlany bardziej oldschoolowymi barwami. Dzięki temu, że można go miksować od 0 do 100% wet, a jego poziom też jest w pełni regulowany, otrzymujemy brzmienia od delikatnie pogrubionych, przez pogrubione i głośniejszych, napompowane gorącym crunchem, po totalną nawałnicę basowego przesteru, kojarzącą się z zapachem napalmu o poranku czy nalotami rosyjskich bombowców, serwujących syryjskim miastom deszcz białego fosforu.

W połączeniu z opcjonalnie dostępnym footswitchem mamy muzyczną broń, z którą każdy się musi liczyć. Na Orange OB1-500 można od biedy grać jakiegoś bluesa, ale już fusion czy smooth jazz raczej odpadają. To jest wzmacniacz przeznaczony do ostrej jazdy, przede wszystkim – rocka i funky. Ma być zabawa, impreza, rickenbacker, a nie jakieś mózgowe granie na foderze!"

 

Zapraszamy do Arcade Audio !

 

Katalog Produktów